Zaczęłam cytatem ze świętego Jana Pawła II. Cytatem tyleż pięknym, co… zbyt mocno oderwanym od rzeczywistości. Wiele lat w zawodzie neonatologa i pediatry nauczyło mnie, że macierzyństwo nie zawsze jest piękne i uduchowione, a już szczególnie na samym początku. Poznałam wiele mam, które krótko przed narodzinami swojej pociechy były w niej zakochane na zabój, ale później nawet przez kilka dni po porodzie nie były w stanie wziąć maleństwa na ręce. Nie dlatego, że były złymi matkami. Tak właśnie objawia się depresja poporodowa. Dziś chcę poruszyć ten niezwykle ważny, choć trudny temat na blogu. Liczę, że pomoże to niejednej Czytelniczce w lepszym zrozumieniu swojego zachowania, które nie jest wcale niczym dziwnym.
Depresja poporodowa to ogólne określenie bardzo złego stanu psychicznego, w jakim znajduje się matka po narodzinach swojego dziecka. Czynnikiem wywołującym pogorszenie nastroju (nierzadko skrajne) jest zarówno sam akt porodu, jak i spadające na kobietę obowiązki macierzyńskie.
Warto wiedzieć, że depresja poporodowa jest obserwowana u kobiet wszystkich ras, niezależnie od statusu społecznego czy stanu majątkowego. Szacuje się, że cierpi na nią od 13 do 30% matek – takie badania zostały przeprowadzone już w 1996 roku (O’Hara, M.W., Swain, A.M.).
Co ciekawe, wbrew swojej nazwie depresja poporodowa nie musi być bezpośrednim następstwem porodu. Opublikowane w 2006 roku badanie (Nylen, Moran, Franklin, O’Hara) wykazało, że u 10% kobiet depresję diagnozuje się w 8. tygodniu po urodzeniu dziecka, a aż u 22% w momencie, gdy pociecha ma około 12 miesięcy.
Bardzo ważnym aspektem związanym z depresją poporodową jest to, że dotyka ona jednocześnie dwóch osób: matki oraz dziecka. Cierpienie kobiety ma bowiem bezpośredni wpływ na maleństwo, które może być przez nią zaniedbywane zarówno na gruncie czysto fizjologicznym, jak i – ważniejszym – emocjonalnym. Matka w depresji nie odczuwa żadnej radości z faktu przyjścia dziecka na świat. Może wręcz obwiniać je za swój zły stan, wykazywać wobec niego agresję, a w skrajnym przypadku stanowić dla niego (i dla siebie) zagrożenie.
Są one w dużej mierze uzależnione od tego, na jakim etapie kobieta zapadła na depresję poporodową. Jeśli nastąpiło to krótko po narodzinach maleństwa, typowym objawem będzie odrzucenie dziecka. Matka nie chce przytulić pociechy, odmawia kangurowania, nawet zachęcana przez personel nie podejmuje próby wczesnego nakarmienia dziecka (może go również odmawiać w kolejnych godzinach i dniach).
W przypadku, gdy depresja poporodowa ujawnia się później, np. po kilku tygodniach, jej objawy można bardzo łatwo zbagatelizować, zrzucając gorszy nastrój mamy na skrajne zmęczenie i niewyspanie. Do takich objawów zaliczamy:
Poza ostatnim objawem, pozostałe nie są tak jednoznaczne, przez co trudno jest powiązać je bezpośrednio z macierzyństwem. Warto więc zwracać uwagę na sygnały, które świadczą o tym, że źródłem złego stanu kobiety jest właśnie fakt posiadania dziecka.
Bardzo czytelnymi objawami depresji poporodowej, zwłaszcza na późniejszym etapie, jest brak zainteresowania dzieckiem oraz związane z tym poczucie winy. Matka z jednej strony nie chce się zajmować pociechą, nie reaguje na jej płacz, ignoruje konieczność zmiany pieluszki czy świadomie pomija pory karmienia, by za chwilę z tego powodu wpadać w histerię, płakać, obrzucać się inwektywami.
Bardzo charakterystyczne dla depresji poporodowej jest też to, że matka odczuwa paniczny lęk o zdrowie i życie dziecka. Może to przybierać wręcz patologiczną formę – na przykład, gdy podczas wizyty kontrolnej położnej matka nie daje sobie wytłumaczyć, że dziecku nic nie dolega i w agresywny sposób domaga się zdiagnozowania „choroby”. Kobieta w depresji poporodowej odczuwa również silny lęk przed zostawaniem sama w domu z dzieckiem.
Wspomniałam już o tym, jak dużym zagrożeniem dla dziecka jest depresja poporodowa u matki. Nie zapominajmy jednak, że stan ten fatalnie odbija się na całej rodzinie, zwłaszcza na partnerze. Mężczyzna zostanie odrzucony, może być obwiniany o to, że jest „współsprawcą” dramatu partnerki. Standardem przy depresji poporodowej jest całkowite zamarcie pożycia, nawet jeśli nie istnieją przeciwwskazania ginekologiczne.
Duży problem stanowi to, że depresja poporodowa wciąż uchodzi w naszym społeczeństwie za temat tabu i coś wyimaginowanego. Kobiety, które nie wywiązują się ze swoich matczynych obowiązków, nie skaczą z radości po porodzie i nie planują od razu kolejnej ciąży, są odtrącane, stygmatyzowane (zwłaszcza przez teściowe, sąsiadki, szczęśliwe matki). To tylko pogłębia ich zły stan psychiczny.
Ważnym czynnikiem ryzyka depresji poporodowej jest epizod depresyjny sprzed okresu bycia matką. Jeśli kobieta w przeszłości leczyła się psychiatrycznie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, iż objawy wrócą po porodzie, a nawet jeszcze w czasie ciąży.
Większość przypadków depresji poporodowej ma jednak źródło w nierealistycznych wyobrażeniach kobiet. Przyszłe mamy są karmione (zwłaszcza w Internecie i różnego rodzaju czasopismach) wizją idealnego, sielankowego macierzyństwa. Oglądają zdjęcia słodkich, pulchnych bobasów, które non-stop się uśmiechają. Zderzenie z rzeczywistością jest bardzo bolesne i może wywołać załamanie nerwowe, którego konsekwencją jest depresja poporodowa.
Z moich obserwacji wynika, że objawy depresji poporodowej nasilają się u kobiet, które mają duże problemy z laktacją. Niepowodzenia podczas karmienia naturalnego fatalnie odbijają się na psychice młodych matek. Tutaj ogromną rolę do odegrania ma personel szpitala, który powinien motywować kobietę do przystawiania dziecka, w porę zasugerować konsultację z doradcą laktacyjnym oraz nie naciskać na to, aby zmęczona matka jak najszybciej wstała z łóżka i zajęła się maluchem. Empatia to słowo, na które kładę szczególny nacisk podczas prowadzonych przeze mnie wykładów i szkoleń.
Najważniejsze jest to, aby nie wmawiać sobie, że objawy same miną. Wczesna reakcja na problem, rozmowa z doradcą laktacyjnym, empatyczną położną, z pewnością pomogą uniknąć poważniejszych konsekwencji. W leczeniu depresji poporodowej bardzo dobrze sprawdza się psychoterapia. Można z niej skorzystać zgłaszając się chociażby do miejscowej Poradni Zdrowia Psychicznego – pomoc taka jest bezpłatna i finansowana z NFZ.
Niezwykle istotne jest również wsparcie najbliższych. Stąd mój apel zwłaszcza do tatusiów, ale też innych członków rodziny młodej mamy: nie bagatelizujcie opisanych objawów. Depresja poporodowa to nie lenistwo, marudzenie, „wymyślanie” czy niedojrzałość do bycia matką. Spróbujcie sobie chociaż wyobrazić, jakie katusze musi przeżywać kobieta, która z jednej strony chce opiekować się swoim dzieckiem jak najlepiej, a z drugiej nie potrafi się do tego zmusić.
3 Komentarze
Mimo usilnych starań karmienia piersia, nie powiodlo mi sie i bardzi to przezylam. Zalozylam, ze jeśli się nie uda, bede odciagnac pokarm i takim karmic moja córeczkę – niestety, mimo najlepszego laktatora, pomocy poloznych i w szpitalu i w domu, doradcy laktacyjnego i wspomagaczy laktacyjnych sciagalam zaledwie 10ml z obu(!) piersi. Musiałam odpuścić,bardzo dużo stresu i placzu mnie to kosztowalo. Ale najbardziej bolą komentarze typu „wszystko się da, trzeba tylko sie bardziej postarac”. Tego nie da sie sluchac.
A jak się nie złamać jak każdy oczekuje że będziesz KP? W szpitalu nie pomogą, nie podpowiedzą. Przy problemach usłyszysz, że co z Ciebie za matka, że tak naturalnej czynności nie potrafisz. Nie chcę Ci się. Nie umiesz poświęcić się dla dziecka (jakby poród, rozerwanie, zszywanie no i poświęcenie ciała jako naczynia to za mało). Dziecko płaczę z głodu ty z bólu i niemocy… A położna Ci powie, że mm nie poda. Oj empatia to ostatnie słowo jakie mogę powiedzieć o ludziach na porodówce i leżąc po porodzie.
Wiem , że tez tak bywa i jest to bardzo przykre. Następnym razem dobrze mieć kogoś kto pomoże (doradca laktacyjny, koleżanka lub siostra, która to wszystko przechodziła). Można też na komentarz personelu medycznego odpowiedzieć: “Bardzo proszę o fachową poradę laktacyjną, pomoc przy pielęgnacji maleństwa,bo ja sobie nie radzę, a panie są po to by mi pomóc”