Jestem rodzicem wcześniaka, potrzebuję pomocy

Rodzicielstwo samo w sobie jest życiową rewolucją.

Może nie jeszcze ta chwila, w której pierwszy raz widzisz i czujesz dziecko, bo wtedy buzują w Tobie hormony i emocje. Ale później nadchodzi ten moment, kiedy już wiesz, że wraz z narodzinami pierwszego malucha, zmienia się wszystko. Od teraz jesteś matką. I Twoje podejście do rodzicielstwa, poglądy na temat wychowania czy fakt, że mniej lub bardziej odnajdujesz się w tej roli nie mają znaczenia. Od tej chwili już zawsze do końca swoich dni, niezależnie od tego, czy Twoje dziecko będzie bezzębnym niemowlęciem, zbuntowanym dwulatkiem albo nastolatkiem, czy będzie dorosłą już właściwie osobą, Ty zawsze moja droga będziesz drżała o jego bezpieczeństwo, szczęście i zdrowie.

Problem polega tylko na tym, że niektórzy z nas mają więcej powodów do obaw o zdrowie, a nawet życie swojego dziecka i to już na samym starcie. Noemi Pawlak (MatkaPrezesa) w swoim ostatnim poście skierowała reflektory w stronę tych, którzy już na początku dostali obuchem w głowę. W stronę rodziców wcześniaków. Poruszając tym samym niezwykle istotny temat pomocy psychologicznej, a właściwie jej braku.

Odniosę się do tego od swojej strony, czyli neonatologa.

Kiedy wcześniak trafia do nas na oddział, staramy się oczywiście otoczyć opieką całą rodzinę, choć często ta komunikacja szwankuje. To tak jak w relacjach pomiędzy bliskimi, nie zawsze jest idealnie. Dostajemy co chwilę nową rodzinę, z nowymi lękami i poglądami. Co prawda u mnie na oddziale rodzice od razu są włączani w opiekę nad dzieckiem, a mamy mogą kangurować od pierwszych chwil i liczyć na nasze wsparcie, ale to nadal jest za mało. Zawsze na pierwszym miejscu dla neonatologa będzie maluch. To jemu musimy poświęcić czas, o jego zdrowie zadbać. Pamiętajcie też o tym, że my tych rodzin mamy po kilka na raz. Ja staram się do każdego podchodzić indywidualnie. Staram się pomagać. Czy mi się to udaje? Nie zawsze. Zależy to od wielu czynników, czasem też podejścia rodzica do mnie (ale o tym innym razem).

Dlatego już wielokrotnie pisałam, że na oddziałach neonatologicznych powinni być zatrudnieni psycholodzy.

Zalecenia są takie, że 1 psycholog ma przypadać na 20 miejsc na intensywnej terapii noworodka. Ale nie ma co ukrywać, że praktyka często rozmija się z teorią i różnie to wygląda w różnych placówkach. Inną sprawą jest to, że część rodziców odmawia tej pomocy psychologicznej. Szczególnie u mnie na podkarpaciu, mam wrażenie, że wciąż jeszcze panuje błędne przekonanie, że pomoc psychologiczna to zło.

Bardzo istotne jest też to, że takie wsparcie powinno być też zapewnione na długie lata.

Dlaczego? Czasem największe problemy ze zdrowiem maluszka występują na początku, a czasem wręcz przeciwnie, schody zaczynają się później. My neonatolodzy sami nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego co będzie, nie wyprzedzamy faktów. Ale na pewno ciężkie chwile nie kończą się wraz z wypisem wcześniaka do domu. A rodzice zostają z tym wszystkim sami. Jest nfz, oczywiście. Ale terminy oczekiwania i fakt, że nie można korzystać z takiej pomocy w nieskończoność sprawiają, że jest to rozwiązanie wadliwe. Nie ma co ukrywać, że większość rodziców nie ma czasu, ani pieniędzy (bo pochłaniają je problemy zdrowotne wcześniaków) na pomoc prywatną.

I na koniec nie zapominajmy, że wsparcie psychologiczne jest też bardzo potrzebne nam, lekarzom.

Ok, mamy swoje życia, swoje rodziny, do których wracamy po dyżurze, ale śmierć naszych pacjentów w nas zostaje. My nie jesteśmy automatycznie zaprogramowani do tego, żeby sobie z nią radzić bezboleśnie. Wiedza, którą zdobywamy na studiach i doświadczenie to jedno, ale są przecież też i emocje. Nikt z nas nie jest robotem i dobrze. A niestety bez tej pomocy część się wypala, część rezygnuje, część się łamie.

Zgadzam się z Noemi, że nadchodzący Dzień Wcześniaka to dobry moment, żeby pochylić się nad problemem braku odpowiedniej pomocy psychologicznej dla rodziców wcześniaków. I z tym, żeby w ogóle większą uwagę zwrócić na rodziców małych pacjentów, bo traumy, z którymi się mierzą na początku drogi zwanej rodzicielstwem zostaną w nich na długie lata, a niestety często i na zawsze.

1 Komentarz

  1. Monika pisze:

    Ja jedyne co dostałam od pracujących osób z oddziału nanotalogicznego, to depresję poporodową. Wiecznie mówienie, że wszystko źle robię i zero informowania mnie o zdrowiu dziecka. Nigdy więcej nie będę mieć więcej dzieci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *