Niedawno wybraliśmy się całą rodziną na film „W deszczowy dzień w Nowym Jorku”. To najnowsze dzieło w dorobku Woody’ego Allena, jednego z moich ulubionych reżyserów. Cenię go za to, że ma swój niepowtarzalny styl, dzięki czemu jego filmy są bardzo specyficzne i nigdy mnie nie zawodzą. Ostatnio o Allenie było nieco ciszej, ale tym razem reżyser przypomniał nam o sobie w najlepszy możliwy sposób – robiąc znakomity film.
Na nowe filmy Allena zawsze czekam z dreszczykiem emocji, a gdy dodatkowo akcja ma toczyć się w Nowym Jorku, moje oczekiwania automatycznie rosną. Woody Allen przyzwyczaił do doskonałego kina, specyficznego poczucia humoru i pięknych miejskich krajobrazów. Wybór był więc oczywisty: idziemy na „W deszczowy dzień w Nowym Jorku”!
Najnowsze dzieło Allena to sympatyczny film, którego akcja toczy się w trakcie jednego deszczowego weekendu, kiedy to para zakochanych studentów postanawia przyjechać do Nowego Jorku. Plan klasycznego zwiedzania miasta szybko ulega zmianie. Jak to u tego reżysera bywa, zaczyna kręcić się karuzela wydarzeń i bohaterów co chwilę spotykają różne nieoczekiwane historie.
Studenci weekend spędzają praktycznie oddzielnie, zagłębiając się w niesamowite przygody związane ze światem filmu, wielkich reżyserów przeżywających swoje twórcze kryzysy, wznoszących się i upadających gwiazd. Towarzyszem i świadkiem ich niesamowitych przeżyć jest Nowy Jork, w tym obrazie niezwykle uroczy, nawet odrobinę kameralny. Gdzieś jakby z daleka obserwujemy nowojorskie drapacze chmur i wielkomiejskie życie.
Reżyser stworzył film pełen prostolinijnego czaru, który podkreśla fantastycznie dobrana ścieżka dźwiękowa. Na plus należy zaliczyć również świetnie dobranych aktorów, między innymi Selenę Gomez czy niezwykle przystojnego Jude’a Law.
Parę głównych bohaterów kreują natomiast Elle Fanning i Timothee Chalamet. Są niezwykle przekonujący w roli studentów, których porwała energia Nowego Jorku. Film ogląda się lekko i przyjemnie, bo to obraz obfitujący w przyjemne dla oka sceny bez zbędnych dramatów. Nie jest to kino poruszające moralnie, natomiast daje mnóstwo frajdy i gwarantuje doskonałą zabawę. To obraz wręcz perfekcyjny na romantyczny wieczór we dwoje w ciemnej sali kinowej, albo wyjście z przyjaciółką.
Tajemnicą niech pozostanie to, czy zgodnie z tradycją, w którejś ze scen pojawi się sam Woody Allen. O tym przekonacie się, gdy sami pójdziecie do kina na „W deszczowy dzień w Nowym Jorku”. Gorąco polecam, zwłaszcza miłośnikom kina tego reżysera.